Dostałam od kogoś próbkę (Rozi? :>), odleżała swoje, po czym przyszedł czas, kiedy chciałam jej użyć w jakimś makijażu. I jakież było moje zdziwienie, kiedy zwyczajnie wyglądający przybrudzony róż nagle pokazał swoje prawdziwe oblicze mieniąc się odcieniami błękitu, fioletu, a nawet miedzi na mojej ręce. Czym prędzej pacnęłam go na oko i tam również cudownie się mienił, wyglądając tak, jakbym użyła kilku różnych kolorów. Niestety, moja radość trwała do momentu, kiedy odsunęłam lusterko tak, by obejrzeć się w całości. I tu czar prysnął. Nie da się ukryć, że nie jest to mój kolor. Zdecydowanie nie. Potem jednak próbka gdzieś zaginęła, a ja podczas jakiegoś zamówienia z Kolorówki postanowiłam dać Winter Rose jeszcze jedną szansę i zakupiłam próbkę o pojemności 5 ml (czyli to, co widzicie na zdjęciu poniżej). I od tej chwili co jakiś czas próbuję oswoić ten odcień z nadzieją, że przy którymś z moich wiecznie zmieniających się odcieni włosów, jasności skóry nagle okaże się, że mogę go używać. Póki co – bez powodzenia
Ciąg dalszy TUTAJ