Jestem na etapie dość radykalnego pozbywania się wszystkiego, czego nie
używam – znaczna część ląduje w koszu (próbki rozmaite, resztki
kompletnie nieużywane w pudełkach), część u znajomych, niewielka część
już dość dawno poleciała na Allegro, a to, co zostało – przedstawiam
dzisiaj jako pierwsza część zbiorczych fotek i mini recenzji kosmetyków
kolorowych (mineralnych i nie tylko).
Właściwie początkowo chciałam
umieścić tutaj tylko typowe bronzery – czyli kosmetyki służące do
nadania skórze odcienia imitującego opaleniznę. Ale gdy zaczęłam
przyglądać się temu, co posiadam, okazało się, że niektóre odcienie –
mimo iż zostały nazwane bronzerami, nieco nie pasują do tej definicji
(przynajmniej w przypadku mojego odcienia skóry trudno wyobrazić sobie
użycie np. South Beach z Lily Lolo na całą twarz, gdyż odcień, pomimo że
piękny, to w moim przypadku wygląda zbyt brzoskwiniowo i lepiej
sprawdza się użyty jako róż). Dlatego też do zestawienia zebrałam
wszystkie odcienie, które mają w sobie złotawe, brzoskwiniowe, brązowe,
piaskowe, a nawet pomarańczowe tony.
Zdjęcia robione w różnych okresach –
stąd też różny odcień i stan mojej skóry oraz kolor włosów
1. Isadora Bronzer – jeden z tych,
które najbardziej ciemnieją na mojej skórze i z tego powodu używam go
głównie, gdy jestem opalona – zimą zdecydowanie nie potrafię go sobie
wyobrazić u siebie. Posiada delikatne złote drobinki i potrafi przybrać
paskudnie pomarańczowy odcień, jeżeli nałożę go na gołą skórę bez
podkładu. Skład nie najszczęśliwszy, ale używam go tak sporadycznie, że
nie odnotowałam wyrządzonych szkód.