niedziela, 6 stycznia 2013

Physicans Formula, czyli po co ja to kupuję? Część II

Dalsza część mojego poprzedniego wpisu na temat kosmetyków Physicians Formula.
Miałam zrobić podsumowanie roku 2012, ale gdy już zwlokłam się z łóżka (tak, koncertowo się rozłożyłam na sam koniec roku i ostatnie kilkanaście dni spędziłam w towarzystwie gorączki i sterty chusteczek), okazało się, że szybka runda po blogach wybiła mi ten temat póki co z głowy, więc publikuję to, co już dawno opublikować mialam.

Tym razem w rolach  głównych występują :
  • Physician's Formula, Inc., pH Matchmaker, pH Powered Bronzer, Light Bronzer 7596
  • Physician's Formula, Inc., Happy Booster, Glow & Mood Boosting Blush, 7324 Natural
  • Physician's Formula, Inc., Eye Booster, 2-in-1 Lash Boosting Eyeliner + Serum, Deep Brown
  • Physician's Formula, Inc., Mineral Wear, Airbrushing Pressed Powder SPF 30, Creamy Natural
  •  


Bronzer, który - wg producenta i opisu - dopasowuje się do naszej skóry w ciągu 60 sekund reagując na PH naszej skóry po to, by idealnie wpasować się z odcieniem w kolor złotego lśniącego brązu. Hypoalergiczny, nie zapychający, bez konserwantów, bezzapachowy, zatwierdzony przez dermatologów. Do tego wszystkiego - opakowanie z lusterkiem i lampką.
Nawet podczas pisania tego posta zastanawiam się, co ja właściwie o nim myślę. Niby wszystko pięknie - bardzo ładny odcień piaskowego brązu, bez grama pomarańczowych tonów, przyzwoicie wyglądający, ale... No właśnie. Może gdybym miała naście lat mniej, mocniej podbiłby moje serce. Nie wiem. W chwili obecnej znajduję zbyt wiele wad, by chcieć po niego sięgać.
Opakowanie - niby eleganckie, ale wg mnie toporne, nieporęczne i  na siłę próbujące udawać coś, czym nie jest. Brak mu po prostu klasy.
Lampka w środku - litości... Ale po co? Nie wiem, jak Wam, ale mnie w środku nocy na odludziu rzadko zdarza się malować. A jeżeli już nawet muszę to zrobić wieczorem albo bladym świtem, to póki co, światło w łazience (i nie tylko) posiadam. I nawet korzystam.
Drobinki... To chyba największy zarzut, jaki mam wobec tego kosmetyku. Naprawdę trzeba było wpakować tam tej wielkości brokat? Zdecydowanie przychylniejszym okiem patrzyłabym na niego bez tych świecących drobin (tak, drobin, nie drobinek). Mam nadzieję, że to tylko wierzchnia warstwa i pod spodem brokatu jednak brak. Póki co, jeszcze się tak głęboko nie dokopałam. Choć i tam mam wrażenie, że te drobinkowe punkciki dookoła bronzera będą migrować i cały czas brokat pojawiać się na pędzlu będzie.
Ostatni zarzut, choć to raczej nie wina bronzera - odcień. Sam w sobie - przepiękny.  Wręcz idealny odcień mojego wielbłądziego odcienia brązu. Niestety, u mnie średnio widoczny. Coś tam widać, ale bardzo, bardzo delikatnie przy lżejszym muśnięciu pędzlem. Przy mocniejszym widać, owszem, ale niekoniecznie bronzer. Widać błysk brokatu (i tym samym wracamy do punktu poprzedniego). Na zdjęciu - nałożony naprawdę w solidnej ilości dość zbitym pędzlem.
Miałam nadzieję, że zimą, gdy zejdzie mi opalenizna, spojrzę na niego cieplej (szkic tej notatki był pisany na poczatku lata 2012). Póki co - leży i czeka na swoją kolej, bo jakoś ciągle zapominam go wyciągnąć.
Kwestię dołączonego pędzelka pominęłam celowo.

Ciąg dalszy - TUTAJ 

Top Menu