Zgodnie z Waszym życzeniem (ponad 70% głosów w ankiecie, za udział w której serdecznie Wam dziękuję), posta dotyczącego pielęgnacji włosów podzieliłam na kilka części. Dzisiaj pierwsza z nich, czyli oleje. Moja przygoda z olejami zaczęła się ponad pół roku temu, kiedy uznałam, że czas najwyższy coś zrobić w temacie włosów, które co prawda były dość długie, ale zdecydowanie hm… niereprezentacyjne ;) Smętnie zwisające strąki, przesuszone, porozdwajane końcówki, ogolnie rzecz biorąc – siano i to w dodatku siano nadmiernie wypadające (przy każdym myciu i spłukiwaniu włosów w ręce zostawał mi kosmyk włosów, co było naprawdę przerażające). Oczywiście przeczytałam od deski do deski wizażowe wątki poświęcone pielęgnacji włosów (robiąc jednocześnie notatki i wypisując sobie różne uwagi, spostrzeżenia, rzeczy godne zapamiętania). A potem trafiłam na genialnego
bloga Anwen, który okazał się prawdziwą skarbnicą wiedzy poświęconej włosom- masa informacji, przydatnych wskazówek i ogólnie niezbędnik dla osób, które interesują się tematem pielęgnacji włosów. Jeżeli jakimś cudem go jeszcze nie znacie – gorąco POLECAM :)
Mój wybór padł na oleje, jako iż miałam w lodówce sporo olejów, które nie sprawdziły się w pielęgnacji twarzy, więc pomyślałam, że pora je wykorzystać, zanim się zmarnują. Zaczęłam od zwykłego oleju kokosowego, potem przyszła pora na sławną Amlę Daburową, Vatikę, a potem już nieco w szerszym zakresie, czyli oleje Sesa, Heenara i Bhringraj.
Zastanawiając się, jak ugryźć temat tego posta, stwierdziłam, że najpierw opiszę pokrótce obecnie posiadane przeze mnie oleje, a potem dodam kilka uwag, które mogą (ale nie muszą! :) ) być pomocne dla tych z Was, które przygody z olejami jeszcze nie rozpoczęły.